czwartek, 25 listopada 2010

Poranne mycie

Pogoda: Zimno, w nocy 0,6 stopnia, potem 2,5. Mokry śnieg. Mokra ziemia.

środa, 24 listopada 2010

Kałuża

Zajarzałem dziś w drodze do pracy do kałuży. A tam... cały świat. I jeszcze więcej. Wystarczyło by zrobić krok i byłoby się po druguej stronie. Tam gdzie kałuże są na suficie, a chodzi się po chmurach. Krok tylko, ale szybkie zerkniecie na zegarek. Znów pięć po dziewiątej.

Pogoda: Idzie zimno. Rano 2,5 stopnia. W końcu nie padało

wtorek, 23 listopada 2010

Pralnia, wejście boczne

Czysty PRL. Wejście donikąd. Wejście nieczynne i okratowane. Betonowo-żelazne, z chropawymi mlecznymi szybami. Ten widok przypomina mi zamknęty rozdział. Przeszłość, która mogła być jednak teraźniejszością, gdyby rzeczy potoczyły się nieco inaczej. To wejście byłoby może wtedy otwarte, ale w środku pewnie by nic nie było. To schulzowski przesmyk do świata, który istnieje w wyobraźni. W tym świecie jest droga do pracy. I dobrze...

Pogoda: Pada już drugi dzień nieprzerwanie. Rano 5 stopni, później trochę cieplej

poniedziałek, 22 listopada 2010

Krasnale patrzą z góry

Kolejne zdjęcie z serii "ktoś na mnie patrzy". Tym razem z góry, choć mikrego wzrostu. Ktoś nie miał możliwości postawienia krasnali w ogrodzie, więc w myśl zasady: "lepiej gdzieś, niż wcale" wystawił je za okno. Z góry mają piękny widok, krasny, chciałoby się powiedzieć, a że są w trójkę, nie nudzą się. Dobrze im jest, ale jednak przywiązano je na wypadek, gdyby im do głowy myśl przyszła, a może sobie pójść?

Pogoda: Chłodno i pada, 7 stopni

czwartek, 18 listopada 2010

Misie

Dziś w drodze do pracy zdało mi się, że śnię. Że mi się ktoś przygląda. Patrzę – misie. Ale gdzie? Nie w samochodzie z dwoma fotelikami dla dzieci, tylko w dużym, sil nym, topornym pojeździe, w środku którego siedzą pewnie duzi, silni i toporni mężczyźni mówiący jedynie wykropokowanymi zdaniami. Pomiędzy nimi misie znlazły dom. Chyba że coś przekręcam i tylko wydaje mi się.

Pogoda: Rano 6 stopni, bez deszczu, lekuchna mżaweczka i wietrzyk

środa, 17 listopada 2010

Tajemnica brązowego słoika

Dziś w drodze do pracy trafiłem na śniadanie. Ale bez śniadającego. A może było ich dwóch? Nasuwa się od razu pytanie dlaczego nie zjedli i dokad poszli? Czemu nie spróbowali tych rybek w pomidorach? A może tak otwarty specjał musi chwilę postać, by nabrać lepszego aromatu? A może poszli po coś do śledzika? Niezbadane są doprawdy tajemnice Sopotu, a pytania muszą zostać bez otwarte. Podobnie jak słoiki.

Pogoda: Pada, pada, ramo 4 stopnie, potem nie lepiej. Jesień w natarciu

wtorek, 16 listopada 2010

Walka polityczna

Dziś w drodze do pracy spotkałem tego pana. Wybory muszą być już naprawdę blisko, skoro walka polityczna tak się nasila. Czy sprawcą był to Jerzy O.? A może Marian C., który poruszony, tym co się dzieje na naszej arenie politycznej, w laczkach i szlafroku, drżąc w jesiennym chłodzie,  wymierzył siarczystego policzka temu kandydatowi. Czy plakat pozwie go w trybie wyborczym? Marian C. będzie się plątał w zeznanaiach i tłumaczył, że to katar kandydata. Albo mewa. Ta z sopockiego herbu.

Pogoda: 7 stopni rano, 10 po południu.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Drzewo

Dziś w drodze do pracy tylko drzewo. Na drzewie już nic. Pod drzewem też. 8:51. Znów przedszedł. Dzień.

Pogoda: 12 stopni, niebo wysoko szare. Idzie wyż, mówi radio

piątek, 12 listopada 2010

Koniec światła

Dzień krótszy coraz. Choć ciepły ostatnio cudownie. Ale światła coraz mniej. Więcej jest mroku niż dnia. Dzisiaj w drodze do pracy znalazłem częściową odpowiedź dlaczego. Światło się popsuło i nie świeci., a nawet nie świeci się. Dlaczego? Nie wiem. Może ktoś za to odpowie. A może odpowie się.

Pogoda: Rano 11 stopni, potem 13, przebłyski słońca i zero deszczu

środa, 10 listopada 2010

Obrazek polski

Dziś ponoć jakieś ważne wydarzenia działy się przed dziewiątą rano. Pewnie nie ma o nich co pisać, bo za miesiąc nikt nie będzie pamiętał. Ale jak radio mówiło, przed dziewiątą dobrze by było przystanąć i zadumać się. Więc przystanąłem w drodze do pracy, by zrobić zdjęcie pani, która przeciskała się między dwiema obietnicami.

Pogoda: Nie najgorzej. Rano siąpiło. 4 stopnie. Potem 8 stopni z przebłyskami.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Parasol

Pada dziś od rana. Pada na pana. Pana parasol, para pan i parasol, co w nazwie od słońca chroni, a w rzeczywistości mokrej od dżdżu nieustannego. Para to wilgotna, pan solo, ale z parasolo. Gdyby jeszcze para z ust i para pod parasolem parająca się pocałunkiem. A tak tylko solo pan i parafotografia.

Pogoda: Deszcz nieustanny, 4 stopnie. Brrr....

piątek, 5 listopada 2010

Chłopaki z plakatów

Dziś w drodze do pracy zauważyłem zmianę. Zaczęli patrzeć na mnie chłopaki z plakatów. Swymi dobrymi papierowymi spojrzeniami mają za zadanie przekonać mnie i innych przechodzących, że ładnie będą się prezentować w garniturach. Z plakatów mówią różne bzdurki: "Sopot bez polityki", "Teraz mieszkańcy" absolutnie nieprawdziwe z założenia, jednak ładnie wyglądające, i przekonują "ja, ja". Może i "ja, ja", ale bardziej bez przecinka i odstępu, czyli: "jaja".

Pogoda: Nie jest najgorzej, lecz pada. 8 stopni, szarość nieba stuprocentowa.

środa, 3 listopada 2010

Wegetacja w odwrocie


To już koniec. Wegetacja powoli zamiera. Wszystko się rozsypuje. Zawiąże się ponownie na wiosnę, lecz w tej chwili rozpada się i rozkłada w słabnącym świetle dnia. Zostają okruchy życia, życia które trwa teraz bujnie gdzieś indziej. Po drugiej stronie pór roku, po drugiej stronie jesieni.

Pogoda: Osiem stopni, później jedenaście. Niebo szare, wiatr słaby.

wtorek, 2 listopada 2010

Karmiciel gołębi

Jesień wyzwala w nas chęć pomocy. Ptakom. Gołębie, mewy, łabędzie i kaczki mogą w te coraz trudniejsze dla nich dni być pewne, że coś dostaną. I mnie zdarzyło się w drodze do pracy wyczyścić kieszeń z okruchów bułki. Tam gdzie latem przesiadywały niebieskie ptaki teraz spotkać można ptactwo zwykłe, a gdzie są opierzeni, tam widać również ich karmicieli, których misją jest przerobienie całego starego chleba świata na karmę dla gołębi.

Pogoda: Rano 8 stopni, później 10, niebo szare, przez chwilę nawet mżyło