Nie wiedzieć dlaczego siedziały na wystawie. W porciętach i bluzeczkach. Parka. Ona miała torebkę Burberry on chyba kask motocyklowy od czerwonego cacka. Siedzieli niedbale na brzeżku i gapili się w przestrzeń, jakby czekając na coś. Coś nadejść miało, coś w powietrzu wisiało. Ona torebkę poprawia, on kask swój gładzi, w czekaniu czas płynie powoli. Lepiej policzmy do stu... I nagle – to było, to przyszło, to już: sto jeden, sto dwa, sto trzy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz