Droga nad morze. A morze w mgłę. Z mgły ludzie. Z białym białe się ściera. Z białego plamy czarne wychodzą i znów w mgle znikają. Droga z bieli do bieli i z nieistnienia w nieistnienie. I tak nieskończenie tego nieskończenie pięknego poranka. W końcu słońce przebiło się przez mglistą i czar prysł, znów w pragmatycznie ostre kontury rzeczywistość ujmując, tak że całą drogę było widać jak na dłoni.
Pogoda: Rano - 2, później w słońcu mały plus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz