wtorek, 29 marca 2011

Krajobraz beznadziejny II

Ścieżki, drobiazgi, cienie. Tak bardzo wydeptane, ze nie widzi się otoczenia. Tak bardzo swojskie, że nie dostrzega się brzydoty. Głowa w dół i naprzód. A przecież Sopot to maisto obiektywanie piękne. Przyjazne. Wyobrazić sobie zatem drogi do pracy w innym, brzydszym miejscu nie sposób. Chyba tylko słońce poprawia nastrój – jesli świeci przez tych sto dni, kiedy świeci. A co przez resztę dni, kiedy nie świeci? Ponad dwieście. Z tego połowa pewnie z deszczem. I wiatrem. Chłodnych jak ten.

Pogoda: Cztery stopnie (co najmniej tyle za mało)

2 komentarze:

  1. Miasto piękne od fasady. Jak każde na świecie. U nas bardziej, bo wszystko czego się nie dotkniemy robimy 'bardziej'.
    Trwaj na posterunku!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trwam dzielnie, choć czasem ciężko coś wykrzesach. Wzajemnie Pery, oby tylko piękne obrazy pod obiektyw podchodziły

    OdpowiedzUsuń